Reviews

Hurt/Comfort by Weronika Łodyga

brekekeks_'s review

Go to review page

4.0

4.5 Boże jak ja się świetnie przy tym bawiłam, zarwanie dwóch nocy było warte, mam teraz większą ochotę na young adult. Jedna mała uwaga, czy tylko ja w pewnych momentach nie wiedziałam co czytam? W sensie mieliście taki natłok informacji i niektóre opisy wydawały wam się zbędne? Ale książka super!

small_my's review against another edition

Go to review page

emotional
  • Plot- or character-driven? Character
  • Strong character development? Yes
  • Loveable characters? Yes
  • Diverse cast of characters? It's complicated
  • Flaws of characters a main focus? Yes

4.25

blok_sera_szwajcarskiego's review

Go to review page

3.0

3-3,5⭐

Czuję się trochę jak całkowite przeciwieństwo drinka Bonda - zmieszana, ale nie wstrząśnięta. Uniwersum pani Łodygi poznałam trochę od końca, zaczynając od drugiej książki, a kończąc na pierwszej, przez co do wielu rzeczy miałam inne podejście, a reszta była... och panie leszy.

Po kolei.

Ah, i jeszcze uprzedzam, mam zamiar dość mocno porównywać HC z AwHE. Po pierwsze dlatego, że to to samo uniwersum, po drugie dlatego, że te książki są do siebie łudząco podobne.

Generalnie "Hurt/Comfort" ani przez moment nie znalazł się na moim TBRze, głównie przez to, że wiedziałam jakim z jakiego rodzaju książka to będzie, a ja nie należę do grona jego fanów. Potem poznałam "Angst with happy ending" i z różnych wymienianych w tamtej recenzji powodów zmieniłam zdanie.
Ostatecznie trochę dostałam to, czego się spodziewałam, a trochę nie.

Historia z HC jest niezwykle prosta. Bez względu na to ile wątków i bohaterów do niej dorzucimy tu nie ma żadnej fabuły. Nie ma tutaj punktu załamania akcji ani nagłego skoku napięcia, bo choć cały czas w rozdziałach coś się dzieje, tak linia fabularna tutaj jest elementem nieznanym. Artur poznaje Janka, Janek poznaje Artura, tyle. Cała reszta jest wypełniaczem, pobieżnym przekrojem przez rok szkolny od września do kwietnia, odhaczając po kolei standardowe elementy znane każdemu polskiemu licealiście: początek roku, święta, studniówka, koniec roku, maturka.
Ciężko nawet powiedzieć, że HC opiera się na relacjach bohaterów, bo w porównaniu z Angstem, który działał na podobnej zasadzie, tutaj wątki poboczne średnio mają znaczenie. Wiele elementów po prostu jest, by urozmaicić kreację, ale nie na tyle, by okazać się ważnym punktem zwrotnym czy chociażby przejściowym. Bo gdy w historii Aleksa wątek Anety okazał się potężnym ciosem w główną linię wydarzeń, u Artura nic za bardzo... się nie dzieje.

To znaczy dzieje się, ale nie na tyle mocno, by miało to swoje konsekwencje. Generalnie książki pani Łodygi przypominają mi książki pani Oseman, bo jest z nimi ten sam problem - w jednych relacje bohaterów są tak świetnie zarysowane, że samo przebywanie w jednym pomieszczeniu skutkuje interesującym rozwinięciem akcji, a w innych... Nieważne jak bardzo by dorzucać osobistych dramatów, niewiele to zadziała.

Nie jest to zarzut, bo wiadomo, nie każda książka musi buzować od dram i emocji. Subiektywnie w tej kwestii stawiam Angst wyżej od HC, bo mimo przyjemnej atmosfery tutaj moje zainteresowanie skakało od znużenia do pobudki i z powrotem. Brakowało mi poczucia ciekawości co będzie dalej, bo doskonale wiedziałam, co będzie dalej - casual adventures of Magda, Artur and Janek Team.

Speaking of characters.

Artur i Aleks, choć wydawałoby się, że różni jak pieprz i sól, są niezwykle podobnymi protagonistami. Nie w kwestii charakteru, ale tego, jak pani Łodyga pisze swoich głównych bohaterów. Mimo podmiany wielu podstaw czy elementów spajających ich cechy w całość, to wciąż fundamentalnie jest ten sam szablon (już udaje, że nie wspominam o tym foreshadowingu, gdy Artur nazywa Janka "ktosiem", a Aleks Benia "stworzeniem", mimo że to były dwa różne konteksty, to naprawdę wygląda, jakby książki były buduwane od tej samej linijki).

I na głównych bohaterach się to nie kończy. Gdyby tak rozłożyć na części oba te tytuły, to w zasadzie to jest ta sama książka, ale w innych realiach i z innymi imionami. Plus Angst ma zalążek linii fabularnej, ale wraz z tym pakietem dostał też wiele elementów z tzw. "szarej strefy".

Ale wracając.
Zacznijmy od Magdy. I naprawdę nie jestem w stanie pojąć jak bardzo pani Łodyga nie potrafi pisać postaci dziewczęcych (nie licząc tych w przedziale wiekowym 3-10 lat). Bo zarówno Magda, jak i Patrycja czy Anita (która dostanie swój własny akapit) są tak okropnie? płytko? protekcjonalnie? głupio napisane? Nawet Lilka, trzecioplanowa postać z jednego wątku Artura, tym cierpi. Wszystkie te dziewczyny są... straszne. Nie byłam w stanie żadnej w pełni polubić, bo gdy już, już dobrze im idzie, już wychodzą na prostą i BACH! dostają żart z szarej strefy i wszystko rozpada się jak domek z kart.
Magda była postacią, która mam wrażenie niewiele do fabuły wnosiła. Była super obecna, ale oprócz tego, że była bi, próbowała zeswatać Janka i Artura, ma chaotyczną rodzinę i przeklina jak szewc niewiele więcej jestem w stanie o niej powiedzieć. A większość z tych rzeczy nie odnosi się nawet do niej jako niej, a do jej miejsca w świecie.

Teraz możemy skupić się na postaciach, powiedzmy, epizodycznych. Bo zarówno Janek, jak i Anita, są niczym Stan Lee i pojawiają się w Fanfikowersie cały czas.

Janek. Jest. Cudowny. Nie jestem w stanie nic mu zarzucić - w Angście był najlepszą postacią, w HC jest najlepszą postacią. Jego rodzina jest ciekawa, jego sposób bycia jest charyzmatyczny, no choliba to jest po prostu dobra postać. Chociaż momentami boleśnie przypominał Beniamina, co niestety dodaje punkt w kolumnie "pani Łodyga pisze w kółko tę samą książkę".

Przyszedł czas na chyba najbardziej wyczekiwaną postać do opisywania, która każdego czytelnika fanfikowersu kołowała i wprawiała w rozterkę, i nareszcie rozumiem dlaczego.

Proszę państwa, oto jest Anita.

Która w Angście była cholernie trudną postacią przez swoją sytuację rodzinną, której wątek tam był świetnie poprowadzony i nadawał lekturze bardzo poważnego tonu. A która w HC jest bucem, którego chce się kopnąć, do wora, a wór do jeziora.
Co się zadziało?
NIE MAM POJĘCIA.
Szczególnie, że w HC nie ma ani literki na temat jej przeszłości i tego, skąd się wywodzi, zaś w Angście nie ma nawet znaku interpunkcyjnego, w którym mogłaby chociażby rozważyć stanie się tym, kim jest później. To jakby postawić ją przed krzywym zwierciadłem - ten sam obraz, a jednak tak kompletnie inny.
I teraz nareszcie rozumiem czemu tak wielu czytelników było zszokowanych Angstem i jej postacią. Bo to jest niewyobrażalne, że mamy do czynienia z tą samą Anitą. No się po prostu nie da.

I o ile w Angście wątek Anity był niezwykle intrygujący, tu jest niepotrzebnie irytujący. Po co. Co się stało. Czy w następnej książce znowu przeskoczymy dwa lata i tym razem Anita będzie zmechanizowaną Królową Reptilian?

Wrzucając to wszystko w jedną opowieść możecie się widzowie domyślić, że na pozór to jest strasznie chaotyczne. I podczas lektury też odniosłam takie wrażenie - ponieważ kiedy w Angście długość nie pozwalała akcji obrać powolne tory, tutaj nie ma akcji, ale wszystko i tak dzieje się bardzo szybko. Ale wątki nierozwiązane z początku dostają wyjaśnienie dopiero na ostatnich stronach, jakby na ślinę doklejone, i trochę rozumiem czemu tak jest, a trochę mnie to wymęczyło.

Mam też niejasne wrażenie, że ta recenzja zmieniła w rant, a trochę nie chciałabym, by tak było. Ponieważ poza okazjonalnymi żartami Magdy o "byciu dobrym gejem" HC odpowiada na moje pytanie z recenzji Angstu: czy raz możemy mieć przyjemną, nieproblematyczną młodzieżówkę LGBTQ+ z polskim nazwiskiem na okładce?

I odpowiedź brzmi tak.
Tak, możemy.

Bo HC może nie jest wybitne, może nie wydziera serca z piersi i ciska o ścianę, może nie wygrywa arii operowych na emocjach, ale jest cholernie przyjemne. Ma bohaterów między którymi buzuje chemia oraz dodaje im ciekawe, rodzinne backstory, więc nie są oni płaskimi, szarymi myszkami, których życie odmienia pojawienie się nagłego badboya. Niektóre tropy i wątki są,, meh, ale patrząc na większy obrazek to rozumiem, czemu ludzi tak HC zachwycił. I chyba mogę się podpisać pod tym, że polecam lekturę, gdy ktoś szuka lekkiej, przyjemnej młodzieżówki.

Już tak całkowicie subiektywnie muszę przyznać, że HC podobał mi się minimalnie (minimalnie!) mniej od Angstu, głównie ze względu na ten brak fabuły. Ale z drugiej strony strasznie się cieszę, że HC nie poszło w kierunku fabuły w pełni opartej na odkrywaniu swojej orientacji czy problemach z akceptacją w szkole i z tego robienia dużego huku*, tylko bohaterowie od razu wiedzą, kim są, i z tego punktu jedziemy.

*nie chodzi mi o to, że prześladowania są pestką i nie powinno się robić z nich wielkiego halo, tylko o to, że w mainstreamie popkultury wciąż brak jest reprezentacji, która nie polegałaby na "koledze geju" czy historiach z góry skazanych na smutne zakończenie (ekhem kill your gays ekhem). Stąd duży plus dla HC, że tych wątków nie porusza i przypomina bardziej zagraniczne pozycje jak You Should See Me In The Crown etc.

Plus wprowadzam zmianę w oficjalnych Polskim Bingo Jak Bardzo Można Zjebać Młodzieżówkę: HC oficjalnie zdobywa najmniej punktów, czym tym samym strąca z podium obecnego mistrza i awansuje na dobrą polską queerową książkę. Fanfary proszę!

ravenkey's review

Go to review page

1.0

Flaki z olejem.

W całym swoim życiu nie przeczytałam głupszej książki. Aż chce mi się ryczeć, bo mogło być tak pięknie!

Główny bohater dosłownie całą książkę się nad sobą użala i absolutnie nic z tego nie wynika. Reszta bohaterów przerysowana na maksa. Cringowe żarty i głupie porównania mogę odpuścić - książka ma trafiać do młodzieży, pewnie gdybym była młodsza, to by mnie bawiło. Ale reszta?!

Gdzie tu jest fabuła? Tu nic się nie dzieje, to jakiś splot przypadkowych wydarzeń z roku szkolnego, posklejanych do kupy! Dzieje się coś ciekawego? Spoko, to dajemy przeskok akcji o parę tygodni do przodu. Coś się dzieje romantycznego miedzy chłopakami? Spoko, przeskok. Absolutnie zero chemii i jakiegokolwiek napięcia miedzy nimi. Dzieje się cos smutnego? Wygadajmy się a potem nigdy już o tym nie mówmy. No i oczywiście przeskok o kilka tygodni. Nowy miesiąc, nowa historia, nikt już nie pamięta co było miesiąc temu. Jest tu poruszonych tyle kwestii, które mogłyby być poprowadzone dalej w ciekawy sposób, ale po co? Absolutny brak konsekwencji w prowadzeniu historii.

Jakby ktoś się mnie zapytał o czym była ta książka, to nie wiedziałabym co mam odpowiedzieć. Koło romansu to nawet nie stało - oprócz kilku całusów miedzy chłopakami to nic się więcej nie dzieje w tym temacie, po prostu nagle zaczynają ze sobą chodzić i tyle. Zdecydowanie więcej tu hurt niż comfort. Tylko najbardziej poszkodowany tutaj to chyba jest Janek, który po związku z wiecznie uzalajacym sie nad sobą Arturem będzie pewnie potrzebował lat terapii.

Kto to w ogóle wydał i dlaczego? Naprawdę nie rozumiem jak coś takiego ujrzało światło dzienne. Na wattpadzie czytałam lepsze twory.

richzuza's review

Go to review page

4.0

3,75

ksiazkowa_romantyczka's review

Go to review page

emotional funny medium-paced
  • Plot- or character-driven? Character
  • Strong character development? Yes
  • Loveable characters? Yes
  • Diverse cast of characters? Yes
  • Flaws of characters a main focus? It's complicated

5.0

katzuyas's review

Go to review page

2.0

3.5 gwiazdek i te pół to tylko dla tej sceny na łyżwach i subtelnym wspomnieniu yuri!!! on ice

meejaa's review against another edition

Go to review page

3.0

dupy nie urywa

prokrastynacja's review

Go to review page

4.0

nice, popłakało mi sie troche

ttsundoku's review

Go to review page

4.0

3,75 Całkiem przyjemna