Scan barcode
A review by oxuria
Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura by Kai Strittmatter
4.0
Dla kogoś, kto tematem Chin i polityki tego państwa się nie interesował, pozycja daje dużo nowych informacji i od samego Czytelnika zależy, jak do opisanych faktów podejdzie. Mnie wiele rzeczy zaskoczyło, więc pewnie kiedyś będę śledziła temat, a to już coś znaczy. Recenzja wkrótce.
________________
„Publiczna kompromitacja i napiętnowanie są wbudowane w system”, s. 271.
Kiedy zdarzało mi się myśleć o Chinach, nie wyobrażałam sobie tego państwa jako jakiejś zamkniętej społeczności. Wręcz przeciwnie – odnosiłam wrażenie, że ich kultura jest dość otwarta, wszystko wydawało mi się takie piękne, może nieco egzotyczne... Kiedyś jednak z takich przekonań trzeba wyrosnąć i teraz, mając już trochę wiedzy o świecie, wiem, że takie wyobrażenia nie mają z realiami wiele wspólnego. Bo wiecie, w azjatyckiej części świata to Korea Północna przez nas – Europejczyków (ale i pewnie przez pozostałych również) – postrzegana jest jako ten zły, zamknięty, zacofany czy zmanipulowany kraj i naród. Zbyt mało uwagi poświęca się innym państwom czy ich rządom, gdyż najwyraźniej temat ten po prostu nie jest zbyt atrakcyjny dla mediów.
Przyszedł więc czas na zmierzenie się z lekturą, po której nie oczekiwałam wiele (nie przepadam za tematami politycznymi; nie czytałam wcześniej żadnych opracowań odnośnie Chin), ale równocześnie chciałam, by nie był to zbiór suchych faktów opartych na powiązaniach z historycznymi już wydarzeniami. Warto tutaj napomknąć, że decyzję o przeczytaniu tej książki podjęłam na długo przed gwałtownym rozwinięciem się sytuacji z wirusem na świecie. Kiedy więc nadszedł moment na zapoznanie się z literaturą, poczułam się, jakby los z kogoś właśnie zadrwił. Przede mną otwierała się opowieść o kraju, w którym wszystko miało swój początek.
„Powoli i stopniowo przyzwyczajamy się do utraty pamięci i podajemy w wątpliwość wiarygodność ludzi, którzy jeszcze mają wątpliwości – pisze [...] Yan Lianke. – Powoli i stopniowo tracimy pamięć o tym, co przytrafiło się w przeszłości naszemu narodowi, następnie tracimy poczucie tego, co ten naród przeżywa w danej chwili, a na końcu ryzykujemy utratę pamięci o samych sobie – o swoim dzieciństwie, miłości, o własnym szczęściu i cierpieniu”, s. 150.
Kai Strittmatter, uczący się i mieszkający niegdyś w Chinach (w Turcji również) stara się przedstawić Czytelnikowi sytuację państwa kontrolowanego przez Komunistyczną Partię Chin (KPCh), nie zanudzając osią historyczną. Decyduje się on na naświetlenie całkiem niedawnych konfliktów (m.in. między władzą a obywatelami), co nie znaczy, że publikacja została pozbawiona rysu historycznego. Zmierzam do tego, że autor zdecydowanie postawił na przybliżenie wydarzeń, które starają się przemawiać za jego tokiem rozumowania, co wychodzi mu całkiem zgrabnie.
„Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura” w głównej mierze skupia się – jak podsuwa sam tytuł – na tym, w jaki sposób rządzący w Chinach zaczęli wykorzystywać obecną technologię oraz jakie konsekwencje ponoszą za te decyzje mieszkańcy. Wyobrażacie sobie zablokowanie dostępu do portali takich jak Twitter? Cóż, autor wyjaśnia, że takie rzeczy mają tam miejsce. Coś, co dla nas może wydawać się irracjonalne, w tamtym zakątku świata jest na porządku dziennym. Cenzura – tak dobrze znana również w historii naszego kraju? Tak, w Chinach sięgnęła nawet Internetu (działa tam osobny aparat zajmujący się m.in. zamykaniem stron internetowych) i rozgościła się całkiem dobrze na jednym z portali społecznościowych, Weibo.
„Powiedzenie >>zostałem zharmonizowany<< od wielu już lat oznacza mniej więcej: cenzura mnie przyłapała, usunęła w sieci jakiś mój komentarz albo w ogóle zlikwidowała konto. Kiedy policja >>zaprasza kogoś na herbatę<<, to czeka go przesłuchanie, a jeśli jakiegoś znanego intelektualistę, pisarza, adwokata albo innego >>podżegacza<< >>wysyła w podróż<<, to znaczy, że zmusza go do opuszczenia miasta na czas zjazdu partii albo wizyty głowy obcego państwa”, s. 38.
Gdyby tego było mało, na ograniczeniach dostępu w wirtualnym świecie oraz cenzurze wszem wobec się nie kończy. Dzięki swoim wywiadom, lekturom oraz obserwacjom autor jest w stanie naświetlić także sposób, w jaki w Chinach działa propaganda. Nie zabraknie też rozdziału o wpływie tego państwa na całą resztę świata, który może zaskoczyć. Przynajmniej w moim przypadku się udało. O przemyśle filmowym również znalazło się słów kilka!
Dlaczego przytaczam niektóre kwestie, o których Strittmatter rozpisuje się w swojej książce? Byście zdali sobie sprawę, że nie wszędzie jest tak samo – jak na naszym podwórku. Poprzez to mam również nadzieję, że wzbudzę w Was zainteresowanie tematyką książki, ponieważ uważam, że warto się z nią zapoznać. Jeśli nie będziecie w stanie dać wiary temu, o czym opowiada autor (a zdarzały się u mnie momenty, gdzie niektóre kwestie naprawdę potrafiły wywołać szok), zawsze będziecie mieli przed sobą wybór: uwierzyć w to bądź nie. Za pośrednictwem „Chin 5.0...” otrzymujemy pewne krytyczne spojrzenie na państwo i praktyki, jakie są tam stosowane, by móc oddziaływać na społeczeństwo, ale – co pewnie najważniejsze – nikt nie zmusza Czytelnika, by opowiadał się za jakąś stroną. Dlatego też polecam zapoznanie się z tą lekturą – być może jeszcze tego nie wiecie, ale jesteście żądni wiedzy dotyczącej współczesnych czasów?
„Społeczeństwo Chin jest chore, nawet jeśli komuś z zewnątrz na pierwszy rzut oka wydaje się inaczej”, s. 293.
________________
„Publiczna kompromitacja i napiętnowanie są wbudowane w system”, s. 271.
Kiedy zdarzało mi się myśleć o Chinach, nie wyobrażałam sobie tego państwa jako jakiejś zamkniętej społeczności. Wręcz przeciwnie – odnosiłam wrażenie, że ich kultura jest dość otwarta, wszystko wydawało mi się takie piękne, może nieco egzotyczne... Kiedyś jednak z takich przekonań trzeba wyrosnąć i teraz, mając już trochę wiedzy o świecie, wiem, że takie wyobrażenia nie mają z realiami wiele wspólnego. Bo wiecie, w azjatyckiej części świata to Korea Północna przez nas – Europejczyków (ale i pewnie przez pozostałych również) – postrzegana jest jako ten zły, zamknięty, zacofany czy zmanipulowany kraj i naród. Zbyt mało uwagi poświęca się innym państwom czy ich rządom, gdyż najwyraźniej temat ten po prostu nie jest zbyt atrakcyjny dla mediów.
Przyszedł więc czas na zmierzenie się z lekturą, po której nie oczekiwałam wiele (nie przepadam za tematami politycznymi; nie czytałam wcześniej żadnych opracowań odnośnie Chin), ale równocześnie chciałam, by nie był to zbiór suchych faktów opartych na powiązaniach z historycznymi już wydarzeniami. Warto tutaj napomknąć, że decyzję o przeczytaniu tej książki podjęłam na długo przed gwałtownym rozwinięciem się sytuacji z wirusem na świecie. Kiedy więc nadszedł moment na zapoznanie się z literaturą, poczułam się, jakby los z kogoś właśnie zadrwił. Przede mną otwierała się opowieść o kraju, w którym wszystko miało swój początek.
„Powoli i stopniowo przyzwyczajamy się do utraty pamięci i podajemy w wątpliwość wiarygodność ludzi, którzy jeszcze mają wątpliwości – pisze [...] Yan Lianke. – Powoli i stopniowo tracimy pamięć o tym, co przytrafiło się w przeszłości naszemu narodowi, następnie tracimy poczucie tego, co ten naród przeżywa w danej chwili, a na końcu ryzykujemy utratę pamięci o samych sobie – o swoim dzieciństwie, miłości, o własnym szczęściu i cierpieniu”, s. 150.
Kai Strittmatter, uczący się i mieszkający niegdyś w Chinach (w Turcji również) stara się przedstawić Czytelnikowi sytuację państwa kontrolowanego przez Komunistyczną Partię Chin (KPCh), nie zanudzając osią historyczną. Decyduje się on na naświetlenie całkiem niedawnych konfliktów (m.in. między władzą a obywatelami), co nie znaczy, że publikacja została pozbawiona rysu historycznego. Zmierzam do tego, że autor zdecydowanie postawił na przybliżenie wydarzeń, które starają się przemawiać za jego tokiem rozumowania, co wychodzi mu całkiem zgrabnie.
„Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura” w głównej mierze skupia się – jak podsuwa sam tytuł – na tym, w jaki sposób rządzący w Chinach zaczęli wykorzystywać obecną technologię oraz jakie konsekwencje ponoszą za te decyzje mieszkańcy. Wyobrażacie sobie zablokowanie dostępu do portali takich jak Twitter? Cóż, autor wyjaśnia, że takie rzeczy mają tam miejsce. Coś, co dla nas może wydawać się irracjonalne, w tamtym zakątku świata jest na porządku dziennym. Cenzura – tak dobrze znana również w historii naszego kraju? Tak, w Chinach sięgnęła nawet Internetu (działa tam osobny aparat zajmujący się m.in. zamykaniem stron internetowych) i rozgościła się całkiem dobrze na jednym z portali społecznościowych, Weibo.
„Powiedzenie >>zostałem zharmonizowany<< od wielu już lat oznacza mniej więcej: cenzura mnie przyłapała, usunęła w sieci jakiś mój komentarz albo w ogóle zlikwidowała konto. Kiedy policja >>zaprasza kogoś na herbatę<<, to czeka go przesłuchanie, a jeśli jakiegoś znanego intelektualistę, pisarza, adwokata albo innego >>podżegacza<< >>wysyła w podróż<<, to znaczy, że zmusza go do opuszczenia miasta na czas zjazdu partii albo wizyty głowy obcego państwa”, s. 38.
Gdyby tego było mało, na ograniczeniach dostępu w wirtualnym świecie oraz cenzurze wszem wobec się nie kończy. Dzięki swoim wywiadom, lekturom oraz obserwacjom autor jest w stanie naświetlić także sposób, w jaki w Chinach działa propaganda. Nie zabraknie też rozdziału o wpływie tego państwa na całą resztę świata, który może zaskoczyć. Przynajmniej w moim przypadku się udało. O przemyśle filmowym również znalazło się słów kilka!
Dlaczego przytaczam niektóre kwestie, o których Strittmatter rozpisuje się w swojej książce? Byście zdali sobie sprawę, że nie wszędzie jest tak samo – jak na naszym podwórku. Poprzez to mam również nadzieję, że wzbudzę w Was zainteresowanie tematyką książki, ponieważ uważam, że warto się z nią zapoznać. Jeśli nie będziecie w stanie dać wiary temu, o czym opowiada autor (a zdarzały się u mnie momenty, gdzie niektóre kwestie naprawdę potrafiły wywołać szok), zawsze będziecie mieli przed sobą wybór: uwierzyć w to bądź nie. Za pośrednictwem „Chin 5.0...” otrzymujemy pewne krytyczne spojrzenie na państwo i praktyki, jakie są tam stosowane, by móc oddziaływać na społeczeństwo, ale – co pewnie najważniejsze – nikt nie zmusza Czytelnika, by opowiadał się za jakąś stroną. Dlatego też polecam zapoznanie się z tą lekturą – być może jeszcze tego nie wiecie, ale jesteście żądni wiedzy dotyczącej współczesnych czasów?
„Społeczeństwo Chin jest chore, nawet jeśli komuś z zewnątrz na pierwszy rzut oka wydaje się inaczej”, s. 293.