A review by marionetkaliteracka
Cisza białego miasta by Eva García Sáenz de Urturi

5.0

Wyobraź sobie, że umierasz. I nie jest to zwyczajna śmierć. Twój największy koszmar właśnie się spełnia, a Ty nie możesz temu zapobiec. Nie toniesz, nie jesteś ofiarą kolejnego wypadku na drodze. Nie płoniesz. Twoje gardło puchnie od pszczelego jadu, a Ty umierasz w męczarniach. Apitoksyna obecna w Twoim organizmie sprawia, że się dusisz. Wyszukany sposób na śmierć, a to jedynie wyobrażenie…

Po dwudziestoletniej odsiadce seryjny morderca ma wyjść właśnie na pierwszą przepustkę. W tym czasie całą Vitorią wstrząsa informacja o zabójstwie. W Starej Katedrze zostają znalezione zwłoki pary dwudziestolatków z pożądlonymi przez pszczoły gardłami. Problem w tym, że nie będą oni jedyni… Śledczym prowadzącym sprawę jest Unai López de Ayala, który specjalizuje się w profilowaniu kryminalnym. Rozpoczyna się walka z czasem, z przeciwnikiem, którym jest wilk w owczej skórze. Istnym kameleonem. „Ta sprawa wydobędzie z ludzi to, co najgorsze. W pewnym momencie nic już nie jest niewinne.” To prawda. Na kartach tej prawie 600-stronicowej powieści, pierwszego tomu Trylogii Białego Miasta, dzieje się wiele rzeczy, które sprawiają, że zastanawiamy się nad istotą człowieczeństwa oraz tego, do czego zdolny jest człowiek podsycany nienawiścią. Praktycznie do wszystkiego. Nie oszukujmy się, autorka pokusiła się o dość wyszukaną metodę uśmiercenia wykreowanych przez nią postaci. Jest to brutalne zagranie, a zarazem rzadko spotykane w powieściach kryminalnych. Cieszy mnie fakt, iż pisarka pokusiła się o taką oryginalność, którą z powodzeniem łączy ze schematami znanymi głównie z kryminałów. I choć już w połowie historii z łatwością możemy się domyślić, kto jest seryjnym mordercą, Eva García Sáenz de Urturi tak konstruuje zagadkę, że po pewnym czasie nawet tego nie jesteśmy pewni w stu procentach. Autorka idealnie odwzorowała postać wilka w owczej skórze. Psychopaty, którego nie sposób jest wychwycić. Osobnika zawsze będącego o krok do przodu, który nie cofnie się przed niczym. Mamy do czynienia z bardzo dobrze wykreowanym portretem psychologicznym takiej osoby. Co ciekawe, „Cisza białego miasta” ukazuje również znakomity obraz hiszpańskiego społeczeństwa, jak i przedstawia nam urok Vitorii, miasta położonego w północnej Hiszpanii, stolicy prowincji Álava i wspólnoty autonomicznej Kraju Basków. Ja zazwyczaj nie gustuję w tego typu klimatach i nie interesuję się zbytnio okręgiem Półwyspu Iberyjskiego, a mimo wszystko ogromnie zaciekawiło mnie to, jak pisarka ukazuje swój kraj z własnego punktu widzenia. Uważam, że jest to na tyle zbilansowane, iż bardzo dobrze łączy się z głównym wątkiem kryminalnym. Opisy nie przytłaczają i przede wszystkim nie nudzą. Uważam, że styl oraz umiejętność kreowania nieoczywistych historii Evy Garcii Sáenz de Urturi to ogromna zaleta, bo choć możemy się domyślić kto jest mordercą, jak i motywu zbrodni, tak zakończenie wprawiło mnie w osłupienie, a to się naprawdę rzadko zdarza. Ponadto w książce bardzo ważną rolę odgrywa symbolika oraz liczne nawiązania do różnorakich legend, oraz mitologii — nawet nordyckiej, choć w niektórych przypadkach ograniczają się one do jednej tylko rzeczy, jak np. pseudonim głównego bohatera „Kraken”, czy już w szerszym stopniu eguzkilore — kwiaty, które bliżej nam znane będą pod nazwą „dziewięćsił bezłodygowy”. Co one symbolizują? „Eden, gdzie żyła para, zanim została wygnana z raju. To symbol uniwersalny, a zarazem bardzo intymny.” Jednocześnie uważam, że nie brakuje tutaj rzeczy, które można było rozegrać troszkę inaczej, lub niektóre wątki rozwinąć. Pisarka jest absolwentką optometrii, która po studiach pracowała w branży optycznej, następnie zaczęła wykładać na Uniwersytecie w Alicante. W swoją powieść wplata jeden wątek związany z jej zawodem, który ku mojemu rozczarowaniu został przedstawiony bardzo pobieżnie, a który można było rozwinąć i przedstawić bardziej szczegółowo. Moją uwagę przykuł też fakt, iż większość świadków oraz podejrzanych w sprawie, albo naczytało się zbyt wiele kryminałów, albo ma wrodzoną zdolność prowadzenia śledczych jak psy na smyczy. Miałam momentami wrażenie, że role jakby się odwróciły, co lekko mnie irytowało. Mimo wszystko minusów jest tutaj zdecydowanie mniej, niż plusów, dlatego swojego zdania nie zmienię. Na takie kryminały chce się trafiać jak najczęściej. Jest to zdecydowanie mocny początek tego roku i już czekam na kolejną część.