A review by ladymczyta
Mr. Spencer by TL Swan

3.0

Przed nami drugi tom serii „Mr”, którego bohaterem jest Spencer Jones. Mężczyznę mogliśmy poznać już w Panie Masters, jako jednego z przyjaciół Juliana. I już w pierwszej części Spencer skradł moje serce i wręcz z niecierpliwością czekałam na jego historię. Ta w końcu nadeszla i … bardzo mnie zawiodła.
Zarys fabuły mieliśmy już w zakończeniu pierwszej części, kiedy to Spencer za swój cel obrał lady Charlotte, córkę hrabiego Nottingham i przy okazji miliardera. Tym wydarzeniem rozpoczynamy drugi tom i poznajemy losy naszych bohaterów.
Nie polubiłam Charlotte i to sprawiło, że nie potrafiłam dobrze odebrać tej książki. Nie wiem, czy została ona specjalnie tak wykreowana i po prostu miała taka być, czy coś poszło po drodze nie tak, ale nie potrafiłam jej znieść. Przez całą książkę naiwnie liczyłam, że Spencer przejrzy na oczy i zobaczy, że jego Charlotte to tak na prawdę rozkapryszony bachor, który nie jest przystosowany do dorosłego życia.
I tak, wiem, że dziewczyna była trzymana pod kloszem i wręcz izolowana od zła całego świata, ale nawet to ma jakieś granice. Osobnym tematem jest jej rodzina, która przyprawiała mnie wręcz o zawrót głowy, a jak widziałam imię Edward, to moje ciśnienie samoistnie podskakiwało.
„Bo jesteś samolubną, niedojrzałą s^ką, która nie raczy nawet go wysłuchać. Jesteś tak zapatrzona w siebie, że nie widzisz, jak sprawy naprawdę się mają.” Ten cytat jest dla mnie idealnym określeniem Charlotte.
Spencer Jones, trzydziestosiedmioletni kawaler do wzięcia, który nie stroni od kobiecego towarzystwa. Tak opisywany jest w serwisach plotkarskich i tak widzą go wszyscy dookoła. Do pomieszczenia wchodzi najpierw jego reputacja, następnie on. A jaki Spencer jest na prawdę? To odkrywamy kawałek po kawałku podczas czytania.
To osoba, która dla przyjaciół zrobiłaby wszystko. Uwielbia dzieci Juliana i tutaj muszę powiedzieć, że uwielbiałam sposób, w jaki Spence się o nich wypowiadał. Wie czego chce i dąży do tego, by to osiągnąć. Jest stanowczy i wie, kiedy uderzyć pięścią w stół. I owszem, jego wcześniejsze traktowanie kobiet pozostawiało wiele do życzenia, jednak widzimy zmiany, które w nim zachodzą. Nie byłabym sobą, gdybym się nie doczepiła. Tempo w jakim Spencer się zmienił, było zdecydowanie zbyt szybkie, przez co ja w pełni tego nie kupowałam. Bardzo go lubiłam i byłam po jego stronie, jednak ta zmiania powinna być dłuższym procesem. Bo ile oni się znali? Sześć tygodni i padały już słowa „kocham cię”, gdzie przypominam, że Spencer od lat był mężczyzną niezainteresowanym związkiem i monogamią a tu nagle pojawia lady Lottie i naczelny kawaler chodzi jak na smyczy.
Sheridan Myer jest dla mnie postacią, której w sumie było mi żal. Kiedy ją poznajemy mamy jasny obraz jej relacji ze Spencerem. Kiedy mężczyzna sygnalizuje, że nie chce dłużej ciągnąć tego układu, jej postawa była dla mnie zrozumiała. Przez dziesięć lat łączyło ich coś, co odbierali inaczej - o czym świadczyła gotowość porzucenia wszystkiego ze strony kobiety. Mimo wszystko Sheridan pokazała się jako dobra przyjaciółka i wiele musiało kosztować ją to, co zrobiła dla Spencera, chociaż wcale nie musiała.
Plusem było każde pojawienie się Juliana i Brielle - cieszę się, że te historie tak się przeplatają, że bohaterowie wciąż są w jakimś stopniu częścią fabuły.
Przeszłość ukształtowała Spencera, co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości i to pokazuje, jak bardzo pewne rzeczy potrafią się w nas wchłonąć. Dorosły mężczyzna, odnoszący sukcesy na niemal każdej płaszczyźnie, żył w strachu, że będzie jak swój ojciec.
Bardzo czekałam na tę część i wiązałam z nią wiele oczekiwań i niestety nie zostały one spełnione. „Pan Masters” miał dwie dobrze napisane i wykreowane postacie i aż chciało czytać się dalej, tutaj Spencer ciągnął tę historię sam, a Charlotte miała momenty, kiedy nie była aż tak irytująca.